Antologia Titoville 3. Początek dupcywojny 1. Dwie strony barykady


Dywizja za dywizją , batalion za batalionem idą we wroga jak kutas w przysłowiową dupę. Przynajmniej tak mówi mój sojusznik, Dupcyngier. Z tych argoskich skurwysynów nie będzie już co zbierać. Te piździwąsy zasługują tylko na pogardę i śmierć.
Wujku – rzekł mój siostrzeniec, Pierdolnikov. Nasza armia jest w chuj potężna. Wielki jajt po kilku miesiącach znów będzie żył, po stu latach udręki, po dwustu latach oddzielenia. Jajtarmii należą się tereny całego jajtu. Że też nasi zachodni sąsiedzi z jajtu wspierają argoską armię.
Widzisz, piździwąsie, Oni myślą, że geiszyńczycy im zrobią krzywdę, jak nam pomogą dorwać tych argoskich skurwieli, A to nie prawda. Zawsze możemy ich rozjebać w pizdu. Ale dupcyngier, jest nam w chuj potrzebny. Upokorzy argosów tak, jak nikt nigdy nie upokorzył człowieka. Wyrucha argosów ze wszystkiego.
Dlaczego nienawidzę tych argoskich kurew, albo kurewskich argosów? Sprawa jest bardzo prosta. Zrobili mi niewiarygodną krzywdę. Po pierwsze, za wielki mój jajt, Kraj mój, dom. Musiałem przemianować go na Piździwąsin, tak dla śmiechu, ale też dla tego, żeby argosi myśleli że jajtarmia zapomniała o Jajcie. Wielkim, jajcie. A pozatym jeden z argoskich jebaków zabił mi żonę i prawie całą rodzinę, którą miałem. Bo tak sobie chciał, kurwa mać. I władze argoskie nie ukarały go. Dla tego nienawidzę tego polis jak cziwitończycy Virgovilczyków, albo jak korposi niedotrzymanych umów lub terminów. Wracając do walki. Rozjebaliśmy dywizje argoskie w drobny mak, Tak mi się wydawało przynajmniej. Geishyńczycy i jajtarmia, ramię w ramię walczyliśmy o ideę. No, może poza samozwańczym liderem, Dupcyngierem. Ale my mieliśmy jeden cel. Rozkórwić, upokorzyć, zniewolić te miernoty. Argopolis, szykujcie się na sromotną klęskę.
Wuju – zakrzyknął Pierdolnikov – Jakiś vigilancki raptor strzela do naszych sojuszników, no i do naszych żołnierze, Co to kurwa jest? Przecież Vigilant nie istnieje od jakichś kilku miesięcy lub lat. Co się do chuja wafla wyprawia!
Nie wiem, Piździwąsku. Prawdopodobnie albo partyzanci vigilantscy myślą że my jesteśmy argosami, albo po prostu nie cierpią Geishy. Innego wyjścia, kurwa, niema. Ale to nic. Jesteśmy potężną armią, i żadna kurewska mać i chujowa suka tego nie zmieni. Wielki Jajt, potężna jajtarmia! To jest nasze hasło bojowe. Jedno z najlepszych haseł, jakie znał ten świat.

Tym czasem po drugiej stronie barykady, albo pola walki, Markus:
Nadeszło to, czego się tak bardzo obawialiśmy. Jednak jajtarmia dotrzymała umowy z samozwańczym Dupcyngierem. Liderem Geishy. Ramię w ramię z argoskim generałem grubasem, Fiskinkiem, i paroma argoskimi obrońcami ruszyliśmy na jajtarmię i ich śmierdzących jak dupa sojuszników. O ironio, Jajtarmia, I geisha. Czy coś się nie kojarzy? Owszem, tak. Jajt kojarzy mi się z jajcami.
Te, Wizimir. Pamiętasz jeszcze te walki na ulicach Vigilantu? Co nam pokazywali w filmach?
– Ano, pamiętam, Ale to było nic. Ta walka, ta wojna, która, znając księgi wojskowe, dopiero się zaczyna. To nie był film. Mogliśmy umrzeć, To jóż nie była adrenalina przy projektorze wideo czy telewizji. Walczyliśmy naprawdę. Naprawdę trzymaliśmy broń, jechaliśmy na motorach i strzelaliśmy do wroga. Trach! Pif paf! Bum! Tratatatatata! Terkot argoskich karabinów borsuk był bardzo charakterystyczny. Szybkie przesunięcie zamka, i automatyczne przesunięcie po wielkiej taśmie mieszczącej 150 kul do tego majestatycznego sprzętu. Martwiła mnie tylko jedna rzecz. Co będzie, jak ta walka okarze się bezsensowna lub zginę. Co ja powiem wtedy…
Nagle, Z dala, ujrzeliśmy tankietki, helikoptery i tankodrony. Strzelały do geishan jak porąbane. To była dość mała armia, ale siła ognia była dość duża, aby powstrzymać batalion jajtarmii. Zbliżały się coraz bardziej do naszej strony. Baliśmy się, że i nas zastrzelą. Czyszby prowokacja jajtarmii? Virgovilczycy? A może rządowa geishańska armia, Czyli armia podlegająca oficjalnemu rządowi Geishy? Oni też nie chcieli, aby dupcyngier rządził tym polis. Ale flaga była całkiem ciekawa. Z czymś mi się kojarzy. O, spadochroniarz jakiś spada ze spadochronu. A tankodrony lecą, strzelają do żołnierzy wroga, A i my trochę ubiliśmy z borsuków, błyskawic i rakiet ART piorun. Nie mieliśmy blisko żadnych innych sojuszników. A Vigilant przecież nie istniał. Nowa armia vigilantu? Nie, to nie możliwe, gdyż nawet nie powstał nowy Vigilant. I to nie była jednak flaga Vigilantu. Spadochroniaż miał, miała, a może miał, berło. To była chyba dziewzczyna. Wygląda na to, że jest liderką tej małej, lecz skutecznej armii. To nie był Vigilant, To Cziwiton! Ale jak to, Cziwitończycy? I armia? Z kąd znali taktyki wojskowe?
I jakbym usłyszał znajomy głos. Wiem, że ci zależy na argopolis, Dla tego do udało mi się przekonać paru moich przyjaciół, żebyśmy stworzyli mini armię. Dzięki twoim plikom z taktyką wojskową jakoś szybko się nauczyliśmy jak się posłużyć tą powigilancką infrastrukturą. Ale następnym razem, Nie opuścisz jóż swojej Czili, zwłaszcza, jeśli chcesz iść walczyć. Inaczej umówię się z Vigo. I tym razem, Mówię to serio! Nigdy jóż nie opuścisz swojej Czili.
Cziliz uśmiechała się filuternie. Spadła na ziemię i pocałowała mnie swoim namiętnym, cziwitońskim pocałunkiem. Kurwa! Zakrzyknął Fiskin. Czy ciebie braciszku popierdoliło, To nie dom w Cziwitonie. To wojna! Do Chuja! Pocałujecie się później, kurwa!
Przepraszamy – zawtórowaliśmy.


Jedna odpowiedź do “Antologia Titoville 3. Początek dupcywojny 1. Dwie strony barykady”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink