Mój dom. Moje miejsce, w którym żyłem, i w którym spędziłem swoje lata dzieciństwa. Runął. Moi krajanie, a ja z nimi, musimy się wybrać gdzieś, gdzie nas przyjmą lub stworzyć nowe osady bądź nowe polis. Miasto, które mnie uczyło, wychowywało mnie, miasto, w którym poznałem moich znajomych krajan, a także ludzi z innych polis, zginęło. Na dobre. Przez wojnę. Nie mamy już domu, Nie mamy swojego państwa, rządu, wojska, które było bardzo potężne. Nie mamy już nic, prócz cennych ubrań, jedzenia, słodkiego wina i wody do picia. Teraz, na naszym dorobku, nad naszymi domami, na naszej ziemi zbudowane zostało nowe polis. Polis naszych wrogów. Polis tych, którzy nas dręczyli od kilku lat. Rycerze nam nie pomogli, Woleli nas zostawić, psom na pożarcie. Ja, Augustus Romulus cogitumito, chociaż wolę jak mówią na mnie Remus. Nie wybaczę tego centralnej władzy, Nie wybaczę tego. Mieli nas chronić. Mieli strzec vigilantu jak wielki Dieus nas przed złem. Ale woleli ocalić swoje państwo, Virgoville. Virgoville było jak starszy, i bardziej doświadczony kumpel dla Vigilantu. Było naszą ochroną, było jak wielki Dieus. A teraz, Nie chcą nas przyjąć do siebie, jak byśmy byli czegoś winni. Znajdujemy się na polach Midori, tam jest nasza mini osada. Nazwaliśmy ją nowy vigilant, chociaż naszego, dumnego bogatego miasta nie przypomina. Żyjemy z wody z rzeki, jedzeniem z lasu, i z małych faktorii i fabryk, jakie usiłujemy budować. Wiecie, trudno jest coś odzyskać z byłego Vigilantu, zwłaszcza jeśli chodzi o luksusy. Ręcznie produkujemy cegły, a jeszcze świątyni nie skończyliśmy. Z nami wybrało się paru inżynierów z Virgoville.
Słuchaj – rzekłem do kolegi, Arcturusa.
Co tam Remus? – rzekł
Widzisz, Arcti, kiedyś mieliśmy wszystko. Wojsko, jedzenie, automatykę, wino, naszych gospodarzy domowych, sprzątaczy i sprzątaczki, mieliśmy wszystko.
Remus, pamiętaj tylko, że my cziwitończykom dawaliśmy trochę mniej pieniędzy niż przeciętnemu pracownikowi
– Cziwitończycy? Oni nie powinni istnieć, wygonili nas z naszego wielkiego Vigilantu.
A virgovilska władza lepsza?
– pewnie że nie, nazywali to miasto miasto demonów, ale to dopiero pod koniec, jak wybuchł bunt cziwitończyków i cziwitonek
Tylko dla czego i przeciw komu wystąpili? Przecież mieli dobrze w tym mieście, dawaliśmy im wszystko, nasze miasto bardzo dobrze prosperowało, moglibyśmy założyć wielkie państwo, na 3, albo i 4 takie polis
– Wiem Remus. Teraz musimy się zająć nowym Vigilantem. Inaczej będziemy siedzieć na ziemi, jak nieludzie i teściowe, które w tych okolicach żyją.
Staroszmatach? –
Nie, oczywiście że nie, staroszmaty są koło Vigilantu.
– Byłego, remus, byłego Vigilantu
– Dla mnie to miejsce, zawsze będzie vigilantem. To moja ojczyzna, to mój dom
– Wiem. Ale nie, to są znacznie groźniejsze teściowe. To są syczki jękliwe. Mają jad i mogą nim opluć, a wtedy ból przez kilka dni murowany. A nawet i śmierć jeśli ktoś jest uczulony na jad.
– Oh, zombończykom mordercom na pewno podoba się wizja zabicia czegokolwiek przez cokolwiek, w końcu czczą śmierć.
No, na pewno, jeszcze czego, żeby okalać imię śmierci, W zombone by was za to zabili – Rzekł blady niski człowiek, Am-muran. Pochodzi z zombone, lecz nie był do nich podobny, był półvigilantczykiem
Cicho tam, Am-Muran – zombończyki nie mają głosu. No, ty najwyżej masz półgłos stary – zażartował Arcturus
No może i jestem w połowie zombończykiem, ale jestem kupcem, mój drogi, kupcem. To taki gościu co idzie w tą, i w drugą stronę. Od północnej do południowej granicy, sprzedaje jakieś śmiecie i idzie do bazy. Na przykład, mogę drożej sprzedawać vigilanckie maszyny czy vigilanckie piwo. Wiesz ilu jest chętnych na tego typu rzeczy. Oh, nawet w Byłym vigilancie znajdą się tacy, co to kupią. Argosi, virgovilczycy, vigilantczycy którzy nie chcą wyjechać z ich dawnych ruin, z ich dawnego domu. I, z mojego domu. To, że są mordercy w zombone, to też jest swego rodzaju stereotyp. My nie mordujemy, Prawda, czcimy śmierć. Ale dla nas, jest ona szlachetną istotą, która przychodzi po tych, którzy zasługują, negatywnie, i pozytywnie. Dla dobrych ludzi śmierć przybiera postać kochającej matki, zabierającej dziecko z trudnego przedszkola do domu. Do krainy szczęścia, a dla złych. Oni to mają gorzej. Śmierć odcina ich głowy kosą, a oni w bulach z nią idą na wieczną agonię. Na wieczne umieranie. Kto na przykład mordował, ten widzi to, z perspektywy zamordowanego, nie, nie tylko obserwuje, ale on uczestniczy, jego zła część morduje to, co z niego dobrego pozostało. Potem są coraz mocniejsze wyrzuty sumienia, aż w końcu śmierć pożera ich, a z ich duszy rodzą się nowi ludzie, żeby odpokutować za zło ich poprzedniego właściciela.
8 odpowiedzi na “antologia Titoville 2. Tęsknota za ojczyzną. Część 1 z 2: Remus”
A to to ja wiem.
Bardziej chodzi o implementacje coraz to więkrzej ilości krain w uniwersum Polis i tak dalej.
@djsenter nie będę spoilerował, proszę ja ciebie, Z resztą zombone, virgoville czy vigilant zostały stworzone 2 lata temu
@djsenter podobają ci się wierzenia zombończyków? 🙂
Ale niema co, ta część zwłaszcza pod koniec sprawia, że dreszcze przebiegają po plecach.
Ile jeszcze nowych krain i typów postaci wymyślisz?
Haha
Można, ale kurna nie szalej z nowymi projektami.
Chcemy Jajta żebyś pan skończył jakoś ładno, a trochę ci do tego brakuje.
Taaaaaaaak!
myślicie żeby zrobić poza operacją jajt słuchowisko z antologii titoville?
Coś pięknego.