antologia titoville 1. Pustka z pustki, część 2 z 2


Nuo ba – potaknął burmistrz.
Burmistrz przeprowadził mnie przez trzy smutno wyglądające alejki z flagą Wielkiego Jajtu, niebiesko-czerwoną. Parę jajtczyków i jajtek spacerowało po ulicy, patrząc na mnie jak na gościa, którego nigdy nie widzieli.
A to kto? Spytali? Argos?
– Pół argos – odrzekłem.
Mam nadzieję, że nie jesteś z wywiadu co, towarzyszu? Nie wyglądasz mi na warogo nastawionego do nas Argosa.
– Nie, Przyszedłem tylko odpocząć i ruszyć dalej. Do ojczyzny mojego ojca
– Niech będzie, ale synom generała żelazina się nie pokazuj, nienawidzą argosów, my też was, argoskich ludzi nie chcemy na stałę. Najlepiej by było, gdyby wasze garnizony opuściły pogranicze jajtu. Wiem, Geiszyńczycy atakują ich miasto i założyli obóz na wschód, ale to nie nasz problem.
Nagle przybiegł jasnowłosy, ubrany w bawełnianą bluzę podobny do mnie człowiek. To był mój brat.
Lutian, kurde – nie widziałem cię od kilku miesięcy!
Yyyy – jak ty tu, Przecież ty chyba jesteś z Cziliz.
Lepiej, bracie, żeby Cziliz nie wiedziała że jestem w jajcie, tylko na wycieczce do Artville po jakąś gitarę do domu.
– Ale to nic złego, że jesteś w jajcie, Markus
– Może to, nie koniecznie. Ale to, że wstępuję do argoskiego oddziału w jajtarmii jajtu argoskiego, żeby odeprzeć geiszan pod wodzą dupcyngiera to dla niej byłoby coś nie do pomyślenia. Cziwitończycy nienawidzą Armii jak Władza virgoville Figurinę finagucci. Gorzej, jak mścichuj argosów razem wziętych. Powiedz mi, fiskinku, Jak wędrówka po świecie na banicji, co?
Tak. Bardzo lubiłem jak ktoś na mnie wołał Fiskin. Tak wołał mnie ojciec, za czasów, kiedy chodziłem do virgovilskiej szkoły, byłem w Liceum. Była mobilizacja do armii. Mojego ojca wzięli do oddziału cudzoziemskiego. A mój brat, poznał Cziliz, turystkę z Cziwitonu i, wiadomo.
Nawet, stary, nie przypominaj mi o tym, o ucieczce z miasta, o teściowych w tym lesie, o srajdzkich terrorystach wędrujących w stronę Geishy.
Nagle rozległ się dźwięk trąby i komunikat w języku jajtowskim.
Uwaga uwaga, Geisha została przemiana na dupcyngropolis. Argopolis traci swoje tereny. Każdy obywatel powinien na tychmiast wybrać się do bunkru. Trwa zamykanie i zabezpieczenie miasta.
Helikoptery, tankodrony i śmigłowce poleciały jak chmara os na obronę swojego gniazda. My z Markusem szybko pobiegliśmy do zachodniej bramy jajtu. To trwało z jakieś 10 minut. Mało brakowało, a zamknęliby Jajt. Potem skręciliśmy w tzw. Polanę poległych. Tam znajdowały się prymitywne koszary argoskich wojsk. Na nasz widok odbezpieczyli broń, i celując w naszą stronę wrzasnęli. Stój, Kto idzie, Argos, Żołnierz dupcyngiera? Pokażcie się.
Nagle rozświetliły się reflektory i wykrywacze metali. Nie piszczało, to znaczy że nie było broni. Bo rzeczywiście, nie mieliśmy broni. Gdybyśmy mieli broń, natychmiast by nas postrzelili, gdyż wybiegliśmy z Jajtu. Z miasta, za którym argosi nie przepadają, ale ze względu na wspólnego wroga, muszą współpracować. Jajtarmia jednak wspiera geishan w podbiciu argosów, dla tego też jajt nie został połączony.
Fiskin, Wizimir! Do nas, szybko! Rozległ się głos starszego jóż generała, wyglądem przypominającego grubego prosiaka. Ale jak na grubego i starego, biegał bardzo szybko, Miał obraz twarzy dość mądrego człowieka, pewnie na nie jednej bitwie lub wojnie dowodził.
Witajcie w domu. Rzekł ów jegomość.
Czołem argopolis, czołem argoskiej naszej ojczyźnie – zakrzyknęliśmy, ale w tej samej chwili zadzwonił Telefon markusa.
O kurde – rzekł Markus, teraz jóż Wizimir. O kurde, co ja teraz powiem, o, wiem. Albo nie, paradoks. Co teraz
Dobrze, odbierz telefon synku, rzekł generał. Kontakt telefonicznyz ojcem czy rodziną potrafi zwiększyć morale żołnierza, Lecz zawsze przed walką zabieramy telefony, ażeby morale nie były zmniejszone.
Tak, halo, rzekł jąkliwym głosem brat do słuchawki.
Gdziee tii w ogóle jesteś, rzekł bardzo delikatny głos, przez słuchawkę do telefonu, to była Cziliz, gdyż mój brat miał teraz minę wystraszonego psa, który coś nabroił.
Cziliz ja, jestem właśnie w sklepie w artville.
W sklepie w artville powiadasz, Wizi? W sklepie w artville , rzekł trochę rozwścieczony, ale nadal bardzo delikatny głos Cziliz
No tak, Czili.
Nie mów do mnie Czili, wiem co się wyrabia, Słychać helikoptery i strzały z daleka, Myślisz Kochanie że Oszukasz swoją Czili?
Yyyy, to nie tak. To tylko film w sklepie taki puszczony.
– Akurat. Film. W twoim pokoju znalazłam pewne pliki i wyniki twoich strategicznych położeń, ruchów wojsk argoskich i tak dalej. Ty wybrałeś się do Armii. Do Armii Argopolis. Wróć do domu, U mnie, U swojej Czili masz prawdziwy dom.
– No tak. Ale Argopolis to też jest mój dom, to dom moich przodków, odeprzemy tych cholernych geishan.
Albo wrócisz do domu, rzekła Cziliz delikatnym, ale bardzo rozwścieczonym głosem, Albo pójdę umówić się z Vigo.
Markus rozłączył się. I napisał coś w wiadomości.
Widzisz, Fiskin, nigdy nie żeń się z cziwitonką. A to że się umówi z Vigo, cóż, Cziwitonki mają swoje metody szantażu. Potrafią udawać że z kimś są, żeby wzbudzić zazdrość, a jak już powróciłeś do niej do domu, potrafiło być bardzo gorąco. W pozytywnym sensie. I nigdy nie umawiała się potem z nikim, odkąd się ożeniliśmy 2 lata temu.
Ehh, Ja tam będę kiedyś z Argoską, rzekłem
Panowie- Do broni, do broni, rzekł argoski generał. Jakieś wojska się kręcą, szykować broń.
Nieźle, chyba zapowiada się napierdalanina, pomyślałem. Z tąd te strzały z daleka. Parę żołnierzy jeszcze w Argopolis zostało, żeby bronić miasta.


2 odpowiedzi na “antologia titoville 1. Pustka z pustki, część 2 z 2”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink